Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.2.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdyż nie chciałabym twoich trosk słuchając, stracić sposobności doznania przyjemności przy słuchaniu tego śpiewu. Wydaje mi się, że znów na inną nutę i innemi słowy śpiewać zaczyna.
— Niech będzie, jak chcecie, pani — rzekła Klara i aby nie słuchać uszy rękoma zatuliła.
Dorota, zdziwiona tem niepomiernie, jęła słuchać pieśni, która taką była:

Słodka nadziejo moja!
Która, znosząc przeszkody, niepodobieństw tamy,
Lecisz pośród gwiazd roja,
Zapalonych przez siebie u niebieskiej bramy.
Gdy śmierć pójdzie w me trony,
Równie lśnić będą blasków twoich snopy!

Bezwolni i gnuśni ludzie
Zwycięstw, ani triumfów żadnych mieć nie mogą;
Szczęścia nie znają po trudzie,
Ci, co na los przeciwny z niemą patrzą trwogą,
Mdlejące oddają zmysły
Lenistwu i wczasowi w związek nader ścisły.

Jeśli Amora względy
Trza kupować, to nie jest, wierę, bez kozery
Ta cena, co ją płacą zawsze i powszędy
Za afekt kochanki szczery.
Rzecz wiadoma, że ludzie
Szacują tylko rzeczy, zdobywane w trudzie.

Często upór w kochaniu
Wszelkie niepodobieństwa w możliwość przemienia.
Jeśli zaś ja w miłosnem, upartem staraniu
Daleki mam cel pragnienia,
To jeszcze wątpić nie trzeba,
Że kiedyś z ziemi, szczęsny, wzniosę się do nieba.