Strona:Promethidion (Norwid).djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Architektura taka, jak te gmachy,
Gdzie, któryś z mędrców starożytnych mniema,
Że duch się jego mieści, to na dachy
Wstępując płaskie, to pomiędzy dwiema
Kolumny w sieniach stając, to w piwnicy.
Więc i z rozmowy duchem tak się stało.

„Co piękne, nie jest to,” — mówił Maurycy —
Co się podoba dziś, lub podobało,
Lecz, co się winno podobać; jak, niemniej,
I to, co dobre, nie jest, z czem przyjemniej,
Lecz, co ulepsza.

„Ha!” — Konstanty na to —
„Więc piękne jest to coś dla kasty jednej,
Więc piękne mądrym jest arystokratą?”

„Dla dwóch: dla kasty, bo tak zwiesz ją, wiednej
I dla mającej czystą serca wolę.”

„Ho — hop!... bogdaj to piosnki nieuczone,
Ludowe. Ho — hop!”

„A przecież wiedz, że piosnki one,
O których mówim tak, przy pełnym stole,
Herbatę chińską pijąc, niezupełnie
Przez nieuczoność się określać dają,
I, że ich wiele jest o złotej wełnie
Baranka, który za nas wszystkich ma ją,
I, że ich wiele jest z głębszej krainy
Nad to, co o nich mówi się nawiasem.”

„Arystokracja jest bo i u gminy,
Jak między szlachtą gmin też bywa czasem.”
Ambroży dodał.