Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

postanowili i zorganizowali. Ja nawet palca do tego nie przyłożyłem.
— Ale oni zabrali się do tego jedynie z tej racji, że pan tu jest, że pana uważają za swego wielkiego dobrodzieja, że wierzą panu bezgranicznie, że chcą panu ułatwić pracę. Nawet nie zdaje pan sobie sprawy z tego, jak wielkim mirem cieszy się pan u nich. Nie tylko mirem: czcią, uwielbieniem.
Wilczur machnął ręką:
— Przesadza pani. Nie trzeba przesadzać, panno Łucjo.
— Nie przesadzam. Gdyby było inaczej, niż mówię, nie przychodziliby do pana jak Żydzi do rabina z prośbą o rozstrzyganie ich sporów, o mediacje, o poskramianie opornych, lub przemawianie do rozsądku tym swoim bliskim, którzy chcą popełnić coś złego. I nie powinien pan, profesorze, pomniejszać swojej roli i swego znaczenia wśród nich. Nie powinien pan im odbierać wiary, że sama opatrzność im pana zesłała. Taka wiara jest twórcza i pożyteczna...
— Ale nieuzasadniona — przerwał Wilczur. — Niczym nieuzasadniona.
Łucja patrzyła przed siebie w milczeniu i po chwili odezwała się cicho:
— Kto tu może wiedzieć, profesorze?... Czy pan sam może wiedzieć?... W jaki sposób zdobyć pewność, czy nie jesteśmy zawsze tylko narzędziem ponadludzkich mocy, które przez nas działają, które nami kierują.
Wilczur machnął ręką:
— Toteż i nie potrzebujemy wiedzieć — powiedział prawie surowo.
— A jednak — zaczęła Łucja.
Przerwał jej:
— Nie trzeba. Nie trzeba zagłębiać się w to, co jest poza nami. Należy w sobie szukać i praw i busoli. I po prostu robić swoje. Robić to, co sumienie nam nakazuje. Być w zgodzie z sobą. Tak zawsze myślałem...
— Tak, profesorze. Wiem o tym — odpowiedziała Łucja. — Trzeba jednak mieć tyle wewnętrznej wartości i równowagi ducha co pan, by sobie wystarczyć, by nie szukać na zewnątrz usprawiedliwień i wyjaśnień, by mieć poczucie własnej prawdy. Widzi pan, to w panu jest właśnie siła, która pociąga, która narzuca innym nie tylko szacunek, ale i tę serdeczną, tę głęboką życzliwość, jaka pana otacza.
— Niechże pani nie opowiada takich rzeczy, panno Łucjo — powiedział prawie zażenowany. — Jestem najzwyklejszym człowiekiem pod słońcem i Bogu za to dziękuję. Jemioł powiada, że trzeba być niczym, że dopiero wtedy można być szczęśliwym. Ja sądzę, że w tym jest dużo przesady. Trzeba być czymś, lecz czymś niewielkim. Ot, dobrym chirurgiem, dobrym młynarzem, dobrym budowniczym, mieć jakąś swoją małą po-