Strona:Polacy w zaraniu Stanów Zjednoczonych.pdf/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ginącego słońca błyski
Cicho płyną przez witraże,
Płomień świec mdlejący, niski
Opromienia mniszek twarze.
A z kadzielnic dym okrywa
Znak rycerski purpurowy,
Co wśród nawy w fałdach spływa
Ponad rozmodlone głowy.
I słodki hymn mniszek cichymi tonami
Rozbrzmiewa w kościele spowitym dymami:

„Weź ten sztandar! Niechaj płynie
Dumnie ponad twą drużyną,
Gdy w zacisznej tej dolinie
Bitw dalekich echa zginą,
Kiedy dźwięki trąbek grania
Na tych wzgórzach się rozgwarzą,
Gdy miecz zadrga wśród spotkania,
Lanca trafi na pierś wrażą.

Weź ten sztandar! Niechaj świeci
Wśród morderczych bitw wichury
Aż nam jasna wolność zleci!
Strzeż go! Bóg ci szczęści z góry!
Czy to w trudnej gdzie przygodzie,
Czy w potyczce, czy w pogoni,
Czy w zwycięskim wprzód pochodzie,
Bóg prawicą cię osłoni!

Weź ten sztandar! Ale w chwili,
Gdy noc przerwie bój zacięty
I wróg ci się do nóg schyli,
Szczędź go! Prosim na ślub święty,
Na łzy nasze, modlitw słowa,
Na tę litość, co ból koi,
Szczędź go! Niech cię Bóg zachowa,
Byś nie splamił swojej zbroi!

Weź ten sztandar! A gdy w trumnę
Legniesz mieczem wroga skłuty,
Gdy powiedziesz rzesze tłumne
W takt żałobnej, smętnej nuty,
Niech z purpury znak skrzydlaty
Starczy ci za śmierci szaty”.
I poszedł bohater sztandarem swym dumny
I legł nim okryty do trumny.[1]

  1. Tekst wiersza cyt. za: M. Haiman: Z przeszłości polskiej w Ameryce..., s. 48—49.