Przejdź do zawartości

Strona:Pogrzeb Klemensa Junoszy (Kurjer Warszawski).djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A więc: „Klemensowi Junoszy — lublinianie”, „Od lublinianek”, „Zacnemu człowiekowi i znakomitemu pisarzowi od siedlczan”, „Przyjacielowi ludu przyjaciele zdrowia” (od lekarzy), „Od uczącej się młodzieży”, „Od grona studentów instytutu rolniczego w Nowej Aleksandrji”, „Koledzy z izby obrachunkowej lubelskiej”, „Junoszy — Redakcja Gazety warszawskiej”, „Junoszy — przyjaciele” i wiele innych wieńców bez napisów.

Wczoraj, z powodu nabożeństwa niedzielnego, musiano katafalk czasowo usunąć i trumnę ze zwłokami przechować w skarbcu katedralnym.
Ale po sumie ustawiono znów ciało, jak poprzednio z wielką okazałością, umieszczając u wezgłowia trumny klepsydrę, a wraz z nią portret pisarza, rysowany przez p. Smoleńskiego.
Już od soboty rozpoczął się też zjazd do trybunalskiego grodu nietylko przedstawicieli prasy i literatury z Warszawy, ale i obywatelstwa ziemskiego z okolic, oraz drobnej szlachty zagrodowej z dalszych stron gub. lubelskiej i siedleckiej. W żadnym z hotelów pierwszorzędnych nie można już było w niedzielę dostać wolnego pokoju.
Z Warszawy przybyli na pogrzeb wczorajszy redaktorowie: Mścisław Godlewski (Słowa), Stanisław Lesznowski (Gazety warszawskiej) i Franciszek Nowodworski (Kurjera warszawskiego); literaci, pp.: Teodor Jeske-Choiński wraz z żoną, znaną kompozytorką, i Antoni Sygietyński, p. Jan Piotrowski (sekretarz red. Wieku), dr. J. Tchórznicki (z red. Zdrowia), p. Włodzimierz Trąmpczyński (z red. Dziennika dla wszystkich), p. Kazimierz Laskowski (z red. Kurjera polskiego), p. Z. J. Naimski (z red. Kurjera warszawskiego), wreszcie artysta-malarz Jan Wasilewski i pp.: Michał Biernacki, St. Karpiński i Aleksander Kołłupajło.

Wczoraj od rana na ulicach Lublina panował ruch niezwykły.
A śródmieście zamieniło się w istne mrowisko z chwilą uderzenia godziny 2-ej po południu, kiedy nieprzejrzane tłumy, obliczane na 10,000 ludzi, zaległy plac katedralny i przylegającą do niego ulicę Królewską.
Sama katedra, sprawiająca powodzią światła na tle kiru i dekoracji kwiatowych — wspaniałe, acz posępne wrażenie, zalana była falą głów ludzkich, — falą cichą i unieruchomioną żałobnem serc skupieniem.