Przejdź do zawartości

Strona:Pogrzeb Klemensa Junoszy (Kurjer Warszawski).djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Płacz i smuć się ty, prastary grodzie jego rodzimy, coś go karmił chlebem swoich pól, kołysał do snu piosnką i umiał natchnąć miłością dla własnej strzechy...
Usiąść do pracy, nie obiecującej nagrody, bez widoków wdzięczności u swoich, i ten kawałek chleba, którego często brakowało, obficie polewać potem swego czoła, — to, żałobni słuchacze, jest tylko własnością umysłów niepospolitych. Takim był właśnie Klemens Junosza. Jego spokój opierał się na talizmanie czystego sumienia, zgodności czynów z myślą i słowem, z któremi szły one zawsze w parze. (Tu nastąpiła charakterystyka ś. p. Junoszy, jako człowieka.
„Bóg dał — Bóg wziął: niech będzie pochwalone Imię Jego! — ciągnął dalej mówca duchowny. — A nam czyż nic nie pozostało po nim, okrom żalu? O nie, bracia! Jego duch przemawia do was, czyni was spadkobiercami, synami i braćmi cnót jego! Miłość zwłaszcza tych zagonów rodzinnych niech w nas znajdzie gorliwych naśladowców.
Toć znane są niezbite prawdy: „Ufność — to cierpliwość i praca”, a uzupełniają je: miłość, zgoda, roztropność.
A cóż włożę wam na serca, bracia, gdy go żegnacie? Oto, w imieniu Kościoła, którego Klemens Junosza był wiernym synem, dziękuję najpierw zacnym ludziom, którzy zajęli się smutnym obrządkiem, i tym wiernym, którzy obecnością swoją tutaj złożyli hołd zasłudze ś. p. Klemensa Szaniawskiego.
Patrzcie! — oto tysiące serc zanoszą gorące modły za jednego z najlepszych synów tej ziemi. Ale tu, w tej świątyni, klęczą sieroty i opłakują ojca i męża. Lękliwie patrzą one naokół, bojąc się przyznać do swej samotności i opuszczenia. Ludu pobożny! Nie błagam dla nich o litość, o miłosierdzie, bo nie chcę ich krzywdzić; ale domagam się długu, któryśmy ich ojcu winni!...”
Gorącą a serdeczną modlitwą do Pana nad Pany o przebaczenie ś. p. Klemensowi ułomności ludzkich, od jakich żaden śmiertelnik nie jest wolny — modlitwą, zaniesioną wespół ze wszystkimi słuchaczami żałobnymi — zakończył ks. Skwara swoją mowę, wypowiedzianą z tem uczuciem, które wszystkim obecnym wycisnęło łzę szczerego wzruszenia.
W ciągu całej soboty, oprócz wieńców przywiezionych z trumną Junoszy, a wymienionych już przez nas w № 85-ym Kurjera, napływały ciągle nowe.