Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/425

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dawszy zaś potym raz i drugi gęby,
Przymierze stawa i kwita z potrzeby.


AKT IV.
SCENA I.
Daphnida, Sylvia, Chór.
Daphnida.

Bodaj to nieba sprawiły życzliwe,
Żeby tak każde nieszczęście fałszywe
Twoje bywało, jako były wieści,
Któremi nas płacz postrachał niewieści.
Ja-m cię dopiero za umarłą miała,
Tak mi Nerina śmierć twą opisała,
A ty, Sylvio, chwała Bogu, zdrowa.
Ach! bodaj była nie przerzekła słowa
I była niema, a ten chudak głuchy!

Sylvia.

Wierz mi, że mało już było otuchy
O zdrowiu moim i nie bez przyczyny
Te się postrachy wszczęły u Neryny.

Daphnida.

Mogła wżdy myślić; ale i te trwogi
I co się wdało w takowy raz srogi
I jakoś z niego wyszła, chciéj powiedziéć.

Sylvia.

Tak się to działo, ponieważ chcesz wiedziéć:
Bieżąc za wilkiem, tak-em w las głęboki
Zabiegła, że gdy przyszło błędne kroki
Nazad powracać, straciwszy ślad jego,
Nie mogłam trafić do miejsca pierwszego.
I tak obłowu próżno niosąc władzę[1],
Kiedy po gęstwie i ścieżkami błądzę,

  1. Czy istotnie w rękopiśmie jest władzę, zaręczyć nie można; mnie się zdaje, iż początkowo było mając żądzę, i że pisarz tylko, który na tylu miejscach błądził, ową uczynił zamianę. Z włoskiego nie można się niczego domyślić, gdyż właśnie ten wiersz jest dodatkiem tłómacza.