Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
CCLXXIX.

Temiż figlami i takimże torem
Powraca na świat, i ledwie go wita,
Aż, białogłowskim ciekawym humorem,
Chce w króbkę zajrzeć i sama się pyta:
Jeźliby się z niéj nie śmiano za dworem?
Jeźli to, czego nie jest nigdy syta
Biała płeć, mając w ręku i po woli,
Uskrobać sobie trochy nie pozwoli.

CCLXXX.

Ale, jak prędko odemknie pokrywkę,
Nic nie znalazła; a twardy bez miary
Sen opanował utroskaną dziewkę.
Jako trup zimny i włożon na mary,
Straciła zmysły, pamięć i rozrywkę.
Jako rozbity piorunem dąb stary
Padła i leży bezduszna przy drodze;
Lecz miłość zsyła ratunek niebodze.

CCLXXXI.

Kupido, zdrowszy z swojéj sparzeliny
I zapomniawszy do Psychy urazy,
Wykradł się matce szukać swéj dziewczyny;
I wrócił z łowów darmo kilka razy.
Teraz znajduje śpiącą, zaczym winy
Odpuszcza, budzi strzałek swych żelazy,
Zbiera sen z oczu do słoniowéj kości
I iść do matki dodaje dufności.

CCLXXXII.

Do nóg Wenery na klęczki przypada,
Bo téż nie mogła i stać o swéj mocy,
I podarunek Prozerpiny składa:
„Powracam (mówi) z państwa wiecznéj nocy,
Gdzie dymny Pluton nieboszczyki włada.
Zlitowały się piekła i pomocy
Dodały: same jędze Prozerpinie
Radziły dać mi niepróżne naczynie.