Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XCV.

„Urodziłam się do berła, i z rodu
Tego żadna się równą mnie nie kładła.
Gładką mię zwano i byłam; z dowodu
Wiem to do siebie wiernego zwierciadła.
Teraz-em, ledwie w początki zawodu
Życia wkroczywszy, na ten kres napadła,
I składam, ledwie złożywszy powicie,
Koronę, młodość i gładkość i życie.

XCVI.

„Ale to mniejsza, że takie fałszywa
Nadzieja swoje kunszty ze mną stroi!
Ani mię trapi godzina skwapliwa,
I że przed laty śmierć o mię tak stoi.
Kto w żalu żyje i komu nie zbywa
Chęci do życia, śmierci się nie boi.
Ciężko żyć temu, co z niesmakiem żyje,
I nikt, biedą się karmiąc, nie utyje.

XCVII.

„Nie tak, co znoszę, jako mię to dręczy,
Czego się daléj obawiam w méj doli,
Że mi coś zwierza okrutnego stręczy:
Ma być mym mężem i mieć mię po woli.
To mię przed śmiercią i na śmierć zamęczy,
I barziéj, niżli męki wszytkie, boli.
Kiebyż mię przedtym, o ojcze Neptunie,
Twe wieloryby pogrzebły w kałdunie!

XCVIII.

„Jeślim zgrzeszyła i w ten gniew niebianów
Ciągnie mię jaki postępek szkarady,
I jeśli ten mąż wyrgnie z twych bałwanów,
Co mię swojemi napełnić ma jady,
Utop mię wcześnie i twoich taranów
Porusz, na które żeglarz nie ma rady,
I dla zniesienia niebieskiéj urazy
Niech twoja głębia opłócze me zmazy.