Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
I.

Bitwa — nie pokój; śmierć to jest, nie życie,
Co my niesłusznie zowiemy żywotem,
Gdzie się ból z żalem przez różne powicie,
Płacz z krzywdą miesza, nieszczęście z kłopotem;
Lecz gdy fortuna srożeje sowicie,
Serce się mężne, chociaż z ciężkim potem,
Stawia odporem i odwagą chyżą
W zbroi trwałości, za cnoty paiżą.

II.

Rózga nas podczas ojcowska ubije,
Lecz od téj ręki raz nie jest głęboki,
I tylko z suknie kurzawę wybije:
W pręciu ma karę, w odziemku patoki.
Kto po tym morzu w chybkiéj nawie szyje,
Nie tonie, choć go to w grunt, to w obłoki
Wał rzuca; gdy ma, na wiatrów wścieklinę,
Statek za kotew, cierpliwość za linę.

III.

Wprawdzie-ć ta karność groźnego patyka
Przykra się widzi z pierwszego pozoru.
Ale jak gorzki trunek od medyka
Przeczyszcza duszę i broni od moru,
Jabłoń za rany z ręki ogrodnika
Płodności najmniej nie uchybi toru,
I posąg, im go głębiéj dłuto bierze,
Tym w gładszéj stawa i trafionéj mierze.