Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/140

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    Kto kiedy słychał o takowéj sprawie,
    Że i z tym o głód cudzy się staraniem
    Sam przy téj wszystkiej głód ponoszę strawie.



    156. Do Jana Grotkowskiego, Internuncyusza w Neapolim.
    (Sonet).

    Nowe zaloty i nowego tworu[1]
    Do swojéj, Janie, wyprawujesz Zozy,
    W których raz szczerze, drugi jak u dworu,
    Twarz jej wychwalasz, a ganisz powrozy.

    Jeszcze-ć to płacić Kupido poboru
    Nie kazał, a nie pokazał swéj grozy,
    Ale i tobie przydzie chybić toru
    I te żartowne poprzetapiać mrozy.

    Nie lubi Wenus i jej synek pusty,
    Że twoje pióro lata po swej woli,
    I rozumiejąc, że słodszemi usty

    Jeszcze zaśpiewasz, gdy cię co zaboli,
    Znajdzie-ć wędzidła, które-ć do rozpusty
    (Polska nie mogła) przybierze Napoli.



    157. Do galerników.
    (Sonet).

    Strapieni ludzie! źle się z wami dzieje,
    Lecz miłość ze mną okrutniej poczyna:
    Was człowiek, a mnie silny Bóg zacina;
    Wy macie wyniść, ja-m bez téj nadzieje.

    Was spólne słońce, mnie własny jad grzeje;
    Was pręt po grzbiecie, mnie w serce zacina;
    Wam nogi łańcuch, a mnie szyję spina,
    Wam ręka tylko, a mnie dusza mdleje.


    1. Rk. Oss. toru.