Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I lub piorunem straszyć, lubo domy
Siarczystym deszczem burzyć złéj Sodomy.
Kto widział, jako deszcze więc spadają,
Które z błyskaniem zmieszane bywają
Kto doznał, jako, choć za szyję ciecze,
Samemi dżdżami Kanikuła piecze;
Ten i z łez twoich dość poweźmie szkody,
Bo, jakież cuda! ogień idzie z wody!
Ogniami lejesz; Wenus, co pochodzi
Z pian morskich w tym się płaczu znowu rodzi.
Ale jeżeliście już tak w ogień płodne
Jako pędzicie oczy zdroje wodne,
Jeżeli wam tak już łatwo o wody,
Przecz sercu memu nie dacie ochłody?
Widzę, co w tém jest: ogień z żadnéj miary
Wody nie cierpi, muszą w tém być czary.
Już to ta Cyrce kuje mi okowy
I z łez gotuje napój jakiś nowy.
A więc mi dziwno, że tak twarda skała
Kroplę litości wypuścić zechciała;
Acz to zwyczajnie pod twardym kamieniem
Żywe się źródło dobywa strumieniem.
Podobno jakby nie dość na tym miała,
Że tak na moje płacze skamieniała,
Na moję szkodę te drogie łzy psuje
I w nich stal swojéj twardości hartuje.
Podobno, że ją me posługi bolą
I niż je wszystkie dokończyć mam wolą,
Nowy krokodyl, co na mą śmierć godzi,
Zdrowie mi bierze, a śmierć łzami słodzi.
O wdzięcznyż to płacz, który w sobie cosi
Smacznego ustom przydaje méj Zosi!
Cóż? gdyby z uśmiechem pozwoliła gęby
I swe perłowe ukazała zęby.
Każda się równa kropla, którą puści
Perle i srebru, kiedy się rozpuści;
Jak Kleopatra ma perły przebrane
Zupełne w uściech, w oczach przetapiane.
O wdzięczny płaczu, z którego coś idzie,
Co tyle wdzięku przydaje Fillidzie.
Nie tak są piękne gwiazdy, które ciemnéj
Nocy spadają ku niskości ziemnej,