Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jako go bijesz, jakoś wszystkie sztuki
Potrzebne do téj przewiedział nauki,
I smak, u ciebie do pola zawzięty,
Wywrze i między górnemi zwierzęty.



1. Do Muz.

Panny! od których powód ma wiersz wszelki,
Cne helikońskich gór obywatelki,
Co po parnaskich dąbrowach chodzicie
I nad skalistym zdrojem się chłodzicie,
Których ani pies swym ogniem użega,
Ani ojcowski promień nie dolega,
Których i czystość moc tym ogniem bierze,
Dla których cały świat oddań Wenerze,
Szczęśliwsze od nas, których wszystko troje
Mało wojuje słońce, miłość i psie znoje: —
Pojzrzycie na mię trochę w niskie kraje,
A póki jeszcze żywota co staje,
Upalonemu, z hipokreńskiéj wody,
Przywróćcie żywot, dodajcie ochłody;
A ja oczerstwion mocą waszéj rosy,
Nastroję lutnią w pisorymskie głosy,
I dowcip zbytnią zawędzony suszą,
Przyszedszy k’sobie, połączy się z duszą.
Skąd chwaląc i was i wasze krynice,
Wdzięczen zawieszę z ślubu tę tablicę:
Że mu się w wierszu trochę powodziło,
Przyznawa Morsztyn, że to panien dziéło.



2. Dwoja bieda.

Dziś dokazuje psia gwiazda swéj mocy,
I jako zorza, kazawszy zejść nocy,
Dzień na świat wozem przywiezie różanym,
Słońcu wspólnikiem jest nierozerwanym
Niebieskiéj drogi, aż kiedy ją w morze
Ósmy krąg nieba wpędzi po nieszporze,
I tak szesnaście godzin rządu swego
Panuje co dzień, w które wiele złego
Wejzrzeniem swoim nad ziemią przewodzi,
Stoki wysusza, urodzajom szkodzi,