I niewiasty chwyciły żelejsce[1],
Jako lwice ku obronie lwiąt;
Pacholęta szły też między jejsce[1],
By zasłonić święte bogów miejsce:
I tłum cały zlał się w jeden prąd.
Był ci z nimi gęślarz siwobrody,
Stary Derwid, ów wygnaniec król,
Co się tułał pomiędzy narody:
On na lutni śpiewał im rapsody,
Głosząc świętość lasów, gór i pól!
Ożywiona duchem bohaterstwa,
Przyodziana w strój z niedźwiedzich skór:
Szła ta tłuszcza twarda, dzika, czerstwa
Na te hufy obcego rycerstwa:
Szła od lasów, od pól i od gór!
Ku zielonej, ku wielkiej równinie,
Którą słońca opromienia żar;
Ztąd witezie w stalowej drużynie,
Ztąd tłum kmiecy — jako fala — płynie:
Słychać groźny przedbojowy gwar!
Na szerokiem polu, na zielonem,
Które słońca opromienia żar —
Jako wichru łono z wichru łonem,
Jak wir mórz z wirem morza szalonym.
Tłum się jeden z drugim tłumem zwarł!
Strona:Poezye cz. 1 (Antoni Lange).djvu/113
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.