Strona:Poezye T. 2.djvu/099

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Nieskończoność.

I.

Wsłuchuję się w szept mgławic wiszących w bezbrzeży,
Wpatruję w zadumaną niezmierność błękitu,
Byłem w odwiecznych grotach, pełnych stalaktytu
I skamieniałych szczątków praroślin, prazwierzy...

W pustą bezdeń się rozległ odgłos dzwonu z wieży — —
Ścigam go uchem — — zda się, że hen, do zenitu
Dopłynął i w bezkresach rozlał się niebytu
I wiecznie brzmi, falując coraz dalej, szerzej...

Echo lśnień, przez słoneczną rzuconych czerwoność
Na kryształ wód, odbite, wraca w wielkie tonie
I wiecznie kędyś w otchłań pustą lecieć będzie...

Słucham, patrzę — i myśl ma w zadumaniu tonie,
Idzie, kędy przestrzeni i czasu krawędzie
Schodzą się — i zanurza się w głąb, w nieskończoność.