Strona:Poezye T. 2.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Albo wszystko bez śladu zniszczyć we wszechbycie,
Gdyby chciał!... Ale wszystko dobrem Mu się zdało,
I rad z Siebie, oczyma wodził po błękicie.

Wtem przy słońcu planetę spostrzegł ciemną, małą,
Dawno wygasłą. Wówczas z oczu złowróżące
Skry Mu poszły, że w ogniach całe niebo stało.

I rzekł do Swojej duszy: Oto złe roztrącę!...
I pchnął planetę — — jako kula kryształowa
O rozpalony metal, rozprysła o słońce.

Zasłoń ramieniem pierś Twą, nim zaśniesz, Jehowa,
Niech złom planety w serce się Twoje nie wwierci,
Bo każdy pył jej w sobie tyle jadu chowa,

Że, nieśmiertelny, próżno z bólu zwałbyś śmierci!...