Strona:Poezye T. 2.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Wizya.

Szara i głucha pustka w bezmiary idąca
Oświetlona od blasku złotego miesiąca.

Wzrok zasłaniając dłonią, w koronie cierniowej,
Z krwią ciekącą z rozpacznie pochylonej głowy
I zakrzepłą na wichrem roztarganych włosach,
Biegnie cień, w długiej szaty rozwianych osłonach,
Zgięty, jakoby ciężar dźwigał na ramionach,
A krwawym potem znaczy ślad po nocnych rosach.

Biegnie w dal — przed nim pustka w bezmiary idąca,
Oświetlona od blasku złotego miesiąca.

Cień ów ściga chmar ludzkich chmura nieprzejrzana:
Nagie, sine ich ciała są, jak jedna rana,
Krwią broczące wstępują w krwawe cienia ślady
I wytężają za nim z przekleństwem ramiona —