Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/718

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Boś nie w otwartem polu bitwę zaciął,
Lecz ufał w lotne rumaki konnicy,
Aż brzeg zatętnił bystrej Olszanicy,
Gdyś sparł w głębinę szyki nieprzyjaciół...

Szczęśliwyś! — przykład twojego żywota
Przeszedł w Tarnowskich, twój ród, dzielność, władza;
A dziś Tarnowskich ród, buława, cnota,
Nowem się pasmem w Zamojskim odmładza.

Lecz twarz Stefana k'sobie mię już woła.
Królu mój! czołem uderzam przed tobą!
Miło i słodko wpośród tego grona
Nakarmić oko twą pańską osobą!
Miło do czoła, do postawy twojej
Myśl naszą przybić, gdzie twoja błysnęła;
Lecz w naszym wieku ledwie nam przystoi
Z lekka napomknąć twe wiekowe dzieła.
Szczęśliwszy piewca kiedyś się doczeka
Dać wolę lirze, śpiewać twe oklaski;
Dziś dość ci chwały, żeś utkwił z daleka
Na Zamojskiego źrenicę twej łaski.
Bo bohatera we wschodzącej zorzy
Tylko bohater oceni, przepowie.
Wielki, kto wielkiej i szlachetnej głowie
Pole popisu szeroko otworzy!
Królu! te łaski, urzędy i hojność,
Szeroka władza i krwi twojej podział,
Na ciebie spływa i sławy dostojność,
W którąś wielkiego człowieka przyodział.
Ty mu księżniczkę z pod królewskiej strzechy
Dałeś w zamężcie, jak przyjacielowi.
Przebóg! śmierć nasze zerwała pociechy,
I nad Zamojskim kir przewlekła wdowi.
Zmarłeś nam, królu, — ale w świętej Wierze,
Jest jeszcze łańcuch, co wiąże cię z nami:
Ty z Niebios Polską zajmujesz się szczerze,
A my do Niebios strzelamy modłami.