Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/508

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A kraj Polski nie dla was, bo tu żyją męże,
Których zima nie zmrozi, wicher nie dosięże.
Nie wam iść, o Francuzy, przywykłe do ciepła!
Tam, gdzie lodem wieczystym kraina zakrzepła.
Zamiast zwiedzać krainy zimnego narodu,
Zakamienieć jak Niobe, skostnieć bryłą lodu,
Jedź w uprzejmą gościnę w nasz kraj ukochany,
Zagrzać członki, co zmarzły, pomiędzy Słowiany.
Nie gorsz się, że tu w chatach piec ognisko nieci,
Maciora śpi z prosięty, kobieta wśród dzieci,
Że się ciołek hoduje w tej izbie, gdzie goście,
Lub że kokosz z pisklęty kwoka na pomoście;
Nie gniewaj się, że radę przezorną czynimy,
By uniknąć srogości natarczywej zimy.
O co obwiniasz Polskę w gronie swych słuchaczy,
I sam, chytry Francuzie, działasz nie inaczej;
Sam znasz swojego kraju błędy i zakałę,
Sam znasz te kruki czarne, a łabędzie białe;
Lecz potwarzasz Sarmatów, boś w pilnej potrzebie
Znaleźć gdziekolwiek naród, podobien do siebie.
Lecz pierwej wiele wiosen i stuleci minie,
Wiele wody tybrowej do morza upłynie,
Nim będziem wam podobni przed obliczem świata,
Nim obyczajem Gallów shańbi się Sarmata.
Długoby opowiadać, jako i w tej chwili
Francuzi dziwowiskiem ziemię uraczyli, —
Nasz wiersz musi pośpieszać, a dzieje tej tłuszczy
Niechaj późna potomność spamięta, wyłuszczy,
Ja śpieszę dognać Galla, co nas zwiódł boleśnie.
Podchmieleni, za stołem drzemaliśmy we śnie,
Drzemaliśmy bezpieczni; bo któżby się spodział,
Że, korzystając z mroku, co ziemię przyodział,
Cała czereda Gallów ujdzie tejże chwili,
Naszą czujność zawiedzie i straże omyli?
Sam znasz, jak u Sarmatów gościnność jest święta,
Wiesz, jak wasza czereda była tu przyjęta,
Sam słyszałeś oklaski szczere, nieudane,