Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/495

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niezgoda, czy zgoda w narodzie,
Niewiele nas tedy ubodzie.

Któż wtedy się zmarszczy? kto tanka nie utnie?
Kto wtedy odrzuci piosenki i lutnie?
Kto zręczność wyborną ominie
Zaśpiewać o lubej dziewczynie?

Bodajby dzień cały upłynął nam żywo,
I smutek przepędził, i myśl frasobliwą,
A jutro na bój się powleczem,
Z pawężą, pancerzem i mieczem.




ODA VI.

Na zjazd warszawski.


Musarum et Clarii cultor Apollinis.


Jam kapłan muzy, i nic mię nie troska,
Czy cesarz zajmie stolice książęce,
Czyli Opatrzność niezmrużona Boska
Da nasze berło w Batorowe ręce.
Lecz proszę Boga, niech króla stanowi,
A sam niech trzyma ponad Polską strażę,
I niechaj z Nieba nowemu królowi
Naszą szczęśliwość surowo przykaże.
Niech król zagoi nasze stare blizny,
Niechaj zwaśnione serca ukołysze,
Niechaj powróci zgodę do ojczyzny
I w nowe prawo swój naród opisze.
Niechaj sarmackie ludy przyzwyczai,
By starą karność miały przed oczyma;
Niechaj swobodę wyuzdanej zgrai
Silną prawicą na wędzidle trzyma.
Niechaj na zbytki potężnie uderzy,
A wszystek naród, za przykładem pana,
Niech się nie wstydzi oszczędnej wieczerzy,
I wełnianego na odzież kaftana,