Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/480

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XLVIII.

Z monarchą moim, gdy w harce wyruszy,
I Ruś się może postawi do miary;
Lecz czy się zrówna wspaniałością duszy,
Łagodnem sercem, dochowaniem wiary?
Bo kto nie zabit w wojennej potrzebie,
Kto uszedł cało od pożarcia miecza,
Stefan każdego przygarnął do siebie,
Każdemu wolność i byt zabezpiecza.
................


LI.

Szerokie rzeki, nieuhamowane,
Musiałeś pętać mostami i promy,
Przechodzić góry zamglone, zawiane,
Drzeć się na opok urwiste ogromy.
A jeszcze, zimny Akwilon szturmowy,
Mszcząc się za swoje rodaki północne,
Wiał ostrem zimnem na sarmackie głowy
I ziębił dreszczem twe zastępy mocne,
I darł proporce. — Lecz strasznyż dla cnoty,
Strasznyż dla męstwa wypadek złowrogi?
Zwycięsko wiodłeś twe ochocze roty,
Jak gdyby środkiem najrówniejszej drogi.


LII.

Na samo serce północnej krainy
Rycerską stopą nastąpiłeś śmiele,
I tam zaniosłeś twe waleczne czyny
I twoje szczęście w bohaterskiem dziele.
Oto albowiem na Wieliża ściany
Silną prawicą dałeś cios poprzedni,
Choć był po męsku broniony, trzymany;
Dalej i Uświat, ich gród niepośledni,
Uległ przed tobą, i w żyznej krainie
Łuki schyliły swój terem kamienny, —