Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/463

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Oto powraca wojenny Batory,
Więc czołobitnie zastąpmy mu drogę.
On nie był w próżnych turniejów obozie,
Szukać szermierskiej u Frygijców chluby,
Nie na zwycięskim zapaśniczym wozie
Dąży do kraju i małżonki lubej;
Ale powracać od Dunaju musi,
Wrogów pierzchliwych złamawszy puklerze;
Dobywszy szturmem stu grodów na Rusi,
Wiedzie swe wojsko na ojczyste leże.


II.

Ten mąż rycerski, ten zapaśnik Boży,
I radą wesprze dzieło przedsięwzięte,
I szczerze chrobrej prawicy dołoży.
Starłszy kły czasu ostre i zawzięte,
On starą chwałą olimpijską błyska;
Znikły istmijskie gonitwy olbrzymie,
Umarłych w Delfach Febowe igrzyska,
Nemejskich szermów nieznane już imię.
Trawą zarosły cyrki zapaśnicze;
Lecz serce mężów, co na nich walczyli,
Nie zmarło światu, — rycerskie oblicze
Jeszcze do naszej doczekało chwili.


III.

A król mój, wielki przed innemi wodze,
Tak jasny szatą bohaterskiej sławy,
Że i Mars przed nim ustąpi na drodze,
I znają męże dank jego buławy.
Ale krom tego, jak inni rycerze,
On nie pogardza i nauk przysługą:
Z nich i cześć swoją, i pożytek bierze,
One mu służą i będą na długo.
A jakaż ludzkość w tych piersiach się chowa!
Jaka łagodność przy takiej odwadze!