Przejdź do zawartości

Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wzrośnie bez wody oczeretu kita?
Patrzaj na zeschłą wśród upalnej suszy:
Zda się łodyga zielona i w kwiecie, —
Otoć umarła, spróchniała już przecię,
Dotkniesz jej ręką, a w ręku się kruszy.
Tak obłudnicy wejdą na bezdroże,
Bo jeden wigor — to jest prawo Boże.
Bóg żądze głupich zniszczy do ostatka,
A ich nadzieja, to pajęcza siatka.
Choć ściany domu podeprze plecami,
A przecię razem ze ścianą upadnie;
Ssać pokarm z ziemi napróżno się mami,
Stosy kamieni przytłoczą go zdradnie.
Pan wyrwie z ziemi pasożytne ziele,
I rzecze k’niemu: Nie znam cię za syna!
Bo w drogach Pańskich tam większe wesele,
Gdzie korzystniejsza wykwita roślina;
Bo Pan Bóg mieszka, gdzie szczerzy a prości,
Nie da ich w szpony ludzkich nieprawości.
On wargi twoje do śmiechu wykrzywi,
Krzykiem powitasz bezbożnych bożyszcze;
Wstydzić się będą twoi nieżyczliwi,
Gmach nieprawości upadnie na zgliszcze.



ROZDZIAŁ IX.

Et respondens Iob, ait: Vere scio, quod ita sit,
et quod non justificetur homo compositus Deo.

Odpowie Hiob: — Toć prawda wymowna,
Będzie potępion, kto się z Bogiem równa;
Kto z nim szermierzyć puści się na słowa,
Ten na słów tysiąc jednego nie powie;
Kto był mu sprzeczen, a spokój dochowa,
Wielką miał mądrość i w sercu i w głowie!
Bo Pan, ockniony w zapalczywym gniewie,