Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/511

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SCENA SZÓSTA.

SĘDZINA, SĘDZIA i PODKOMORZY.
PODKOMORZY (wstaje i zamyka drzwi tajemniczo).
Sąsiedzi dobrodzieje! zdziwicie się może,

Gdy wam niespodziewanie myśl moją otworzę;
U mnie tak: co się myśli, mówi się i czyni.
Bo myśl niedokonana, to martwy grosz w skrzyni.
Kapitał bez procentu, dobra bez intraty.
Co chwila narażone na zupełne straty.
Więc prosto i do rzeczy... Wszak prawda, sąsiedzie,
Że ci się w Pustopolu nieszczególnie wiedzie?

SĘDZIA.
Ej, prawda!... lecz cóż dalej
PODKOMORZY.

Grunt i dobry może,
Lecz strasznie zapuszczony, nie rodziło zboże.

SĘDZIA.
Tak, nie rodziło zboże — to mi każdy przyzna;

Lecz wiosną będzie wojna, a w wojnie drożyzna.

PODKOMORZY.
Co tam wojna czy pokój! myśl, jak się podoba,

Ale starość nie radość — czujemy to oba.

SĘDZIA.
Smutna prawda... lecz starość idzie swoją drogą.
PODKOMORZY.
A jużci na fortunie i dłużki być mogą?
SĘDZIA (obrażony).
Proszę się nie frasować.
PODKOMORZY.

Nie udawaj zucha!
A Żyd ciebie okrada, chłop ciebie nie słucha;
Źle, bracie... krucha sprawa... zaginiecie w nędzy.

SĘDZIA.
Mam syna, niech pracuje...