Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/510

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
PODKOMORZY (z ukłonem).

W niezawodne usta!

(Pije).
(Do Stefana, zajadając):
Bardzo, bardzo winszuję, panie kawalerze!

Wybornie procentuje, kto tak rzeczy bierze.
Niedawno gospodarzysz na ojcowskim dworze,
A już się znacznych odmian nie widzieć nie może.
Dachy ponaprawiane, które dawniej cieką,
Uprawa waszych gruntów dziś lepsza daleko.
Pracuj na swoim gruncie, pracuj na swej strzesie,
A ziemia niezawodny procent ci przyniesie.
Prawda, że nie tak prędko kwiat wyda nasiona:
Fortuna wcale dobra, ale opuszczona.
Bo mój szanowny sąsiad, niech mi rzec pozwoli,
Dobry do bitwy z Turkiem, ale zły do roli.
Lecz dopomagać ojcu obowiązkiem świętym —
Młodość jest kapitałem, a czyn jest procentem...
Wasz Stefan z moją Anną znajomi od dawna.
Wczoraj mi powiedziała.

SĘDZINA.

Wczoraj nam powiedział.

PODKOMORZY.
Jak to zbiegną się ludzie, mimo miejsca przedział!...

Ale wiecie co, dzieci? tracić czasu szkoda:
Na dworze taka jasna i piękna pogoda,
Wy pewno coś powiedzieć sobie mieć musicie
O dawniejszych znajomych, o wspólnym pobycie, —
Przejdźcie się po ogrodzie — a my tutaj starzy;
U nas o innych rzeczach zwyczajnie się gwarzy,
Mam ja tu z panem sędzią interesa duże.

ANNA.
Dobrze, ojcze, pójdziemy.
STEFAN.

Chętnie pani służę.

(Odchodzą)