Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/463

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zaledwie wrogi ciebie pochwycili,
Wojsko ojcowskie przybiegło w drużynie,
Wzięto twą matkę, i pewno w tej chwili
Już jest bezpieczna przy ojcu w Olsztynie...
Stadnicki umknął — z nim jego husarze.
Chciano mnie zabrać k'zamkowej załodze,
Lecz ja pobiegłam, gdzie mi serce każe.
Odszukać ciebie... och! przecie znachodzę!

(Ściska Zygmunta).

(Słychać znowu trąbę).

CZACHROWSKI (do wchodzącego żołnierza ze straży).
Czego tam trąbią?
ŻOŁNIERZ.

Bo Pan Bóg dał gości:
Przybywa sukurs tysięcy ze cztery,
Wojsko Królewskiej Austryackiej Mości
I wszyscy wodze od głównej kwatery.



SCENA SZÓSTA.

LICHTENSTERN, ZBOROWSKI, GÓRKA i KILKU WODZÓW.

(Szlachta kłania się Zborowskiemu i Górce).

LICHTENSTERN.
Czy to wasz Olsztyn? To i czasu szkoda!

Zburzyć mi zaraz gniazdo rozbójnicze!
Kto tutaj wodzem?

CZACHROWSKI.

Stadnicki z Żmigroda,
A ja w chorągwi jego namiestniczę:
Adam Czachrowski...

LICHTENSTERN.

Słyszałem o waści —
Dlaczego zamku nie wziąłeś przemocą?

CZACHROWSKI.
Bo trudno znaleźć miejsce do napaści,

Skały wysokie — a tam z armat grzmocą.