Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/447

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niech lud wioskowy zgromadzi we dworze,
Rozda mu strzelby, pozamyka bramy,
Okopie rowy..."



SCENA PIĄTA.
CIŻ i STADNICKI (który stał we drzwiach przez chwilę i słuchał).

STADNICKI.

Za późno już może!
Dwór otoczony, a wioska w pożarze.

(Do Bieniasza):
Nie trudź się starcze, ktoś za ciebie czyni.

W Karlińskich dworze tu my gospodarze.

(Do Karlińskiej):
Jak się miewacie, miła gospodyni?
KARLIŃSKA.
To on! o Boże!
BIENIASZ (dobywając oręża).

Ja ciosu nie chybię!
Czy chcesz mieć czoło na dwoje rozdarte?
Wynoś się zaraz!

STADNICKI (wytrącając mu oręż).

Precz mi, stary grzybie!
Hola, pachołcy! weźcie go pod wartę!

(Wchodzą zbrojni ludzie i uprowadzają Bieniasza).
KARLIŃSKA (przerażona).
On przyszedł tutaj... ze złemi zamiary!

Ratunku! ludzie!... mój mężu! mój mężu!

STADNICKI (z szyderstwem).
Ucisz się pani! daleko twój stary!

W zbyt zardzewiałym ufałaś orężu.
Wzgardziłaś sercem — teraz twój kochanek
Z pogardą patrzy na twoje męczarnie.
Stadnicki szatan, nie cichy baranek,
Jego nie można znieważać bezkarnie.