Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/429

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie nam, nie nam
Śpiewać o Bożej chwale!
Czuł ziemski pył,
Że mu na ziemi ciasno:
W górę się wzbił,
Upadł pod pieśnią własną.
Ptaszkowie my
Mędrsi od ziemskich dzieci!
Jak dusza śni,
Tak się piosenka kleci.
Bez żadnych zmian
Ciągniemy hymn zaczęty:
Tyś Bóg, Tyś Pan,
Ty Święty, Święty, Święty!

RECITATIVO.

I na promieniach porannego słońca
Płyną słowika czarodziejskie tony.
Cała natura powtarza bez końca:
„O Święty, Święty! o nieogarniony!”
I cichy wietrzyk, i jeziora fala,
I stare dęby, i chmurki w lazurze,
Stworzenie chórem Jehowę wychwala,
Słowik rej wiedzie w przyrodzenia chórze.
Wtem z poza gaju, z nad wodnej wilgoci,
Echem przepływa pieśń ziemskiego świata.
Z blizkiego zamku, gdzie się wieża złoci,
Odgłos piosenek biesiadnych dolata.
Zbliża się, zbliża — to z hucznej biesiady
Wraca rycerstwo i orężem dzwoni;
Za nimi spieszą minstrelów gromady
Z piosenką w ustach, z harfami we dłoni.
Z wesołym śmiechem postępuje rzesza,
Słychać jej łoskot od wąwozów góry;
Echo jej pieśni swawolnie się miesza
Z uroczystymi hymnami natury.