Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
MARSZAŁEK (opinając serwetę).

Powiem ci, panie sędzio, ten projekt podróży
Wcale mi nie do smaku, choć ja lubię drogę.
Zamykam się w powozie — no! i chrapnąć mogę;
Ale rozpacz porywa w obiadowej porze:
Znasz, sędzio, nasze karczmy.

SĘDZIA.

Nie dopuszczaj Boże!
Znajdziesz tam kwaśne piwko i Śledzia kawałek.

MARSZAŁEK.

Więc na licho ta podróż?!

SĘDZIA (z uśmiechem).

Widzi pan marszałek,
Trudno czasem odmówić prośbom pięknej buzi.
Chce kobieta — chce Pan Bóg, — tak mówią Francuzi.

(Biorąc od służącego kielich gorzałki)

W rączki pana marszałka!

(Wypija mały kielich, a nalewa marszałkowi większy).

Staruszeczka przednia!
Córka pana marszałka chce jechać do Wiednia,
Chce zwiedzie brzegi Renu, zabawie w Tryeście...

MARSZAŁEK.

A chłodnik czy podadzą?

SĘDZIA.

Chce do Rzymu wreszcie.
To pięknie, bardzo pięknie... Młodziutka się nudzi,
Chce poznać obce kraje, poznać obcych ludzi.
Co robić?... trzeba uledz przed niewieścią władzą...
Zresztą, panie marszałku...

MARSZAŁEK.

A chłodnik czy dadzą?

SĘDZIA.

Zresztą, panie marszałku...