Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Już gorzej, kiedy milczą... Czego pan tak blady?...
Pogadamy spokojnie, skończymy układy:
Już pamiętnik pod prasą... a druk leci czwałem...

HENRYK.

Czy pan kiedy kochałeś?

CZCIONKA (zmieszany).

Czy ja się kochałem?
Uważa pan... że miłość, biorąc rzeczy ściślej,
Potrzebuje i czasu, i swobodnej myśli...
A jam zawsze w obrotach, w rachunkach, w pogoni...
Co tej pracy! co pracy!... to niech Pan Bóg broni!

HENRYK.

Szczęśliwy, kto nie kochał, czyje serce więdnie,
Lub kto kochał pół-sercem, a wierzył oględnie!
Lecz biedny, kto zaufał bez granic, bez miary
Słowom prostym, niewinnym a pełnym ofiary,
Kto, słysząc słowa święte, bo wylane z duszy,
Mniemał, że tych przekonań już nic nie poruszy!
Och! ale myśl kobiety ruchoma, jak fala,
Co się najlżejszym wiatrom kołysać dozwala:
Dziś odbija Niebiosa, jutro chmurę czarną,
Najsprzeczniejsze wrażenia jej serce ogarną.
Gdy ci obraz swych zasad, swej duszy otworzy,
Kiedy z ust jej natchnionych przemówi duch Boży,
Poczujesz, jak się dziwnie twa istota zmienia,
Zapłaczesz w zbytku szczęścia, klękniesz z uwielbienia,
I jak Dante, płomieniąc natchnione oblicze,
Odprawisz spowiedź ducha przed twą Beatrycze —
I cały człowiek ziemski w tej spowiedzi zginie,
Staniesz się wielkim w myślach a olbrzymim w czynie...
Ale chwila upływa — o biada ci, biada!
Patrzaj! oto twój Anioł z obłoków upada;
Nie ciesz się twojem szczęściem, najszczęśliwszy z ludzi:
Samolubstwem twe serce boleśnie ostudzi,
Płochością je zakrwawi, igrając wesoło, —
I będziesz martwym wzrokiem poglądał wokoło,