Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pograniczna osłona od wroga,
Stał zameczek drewniany,
Lecz warowne miał ściany,
Krzepka była litewska załoga.
 
Nieraz horda krzyżacka
Napadała znienacka,
Lecz nie wzięła warowni ni razu;
Bo dowodził załodze
Litwin waleczny srodze,
Stary, jary, wykowan jak z głazu.

Będąc wdowcem rok wtóry,
Sam piastował trzy córy,
Trzy urocze pociechy Litwina.
Aż trzech zięciów mieć będzie,
Więc szczęśliwy w tym względzie,
Choć bogowie nie dali mu syna.

— Jeden, z mieczem a w szłyku,
Pójdzie w stronę Bałtyku,
Za rodzinne wysunie się knieje;
Przy malborskiej gdzieś wieży
W róg bawoli uderzy,
Że aż Niemca mdłe serce struchleje.

Drugi, w sutej niedźwiedni,
W kraje Rusi sąsiedniej
Na mierzynie powiedzie rębaczy, —
I w Kijowie, na Ławrze
Z kniaziem miru nie zawrze,
Aż ośminę czerwońców zahaczy.

Trzeci, cały w żelezie,
Miecz i ogień powiezie
Aż pod Kraków, na dar dla sąsiada;
Przy Eloryańskiej gdzieś bramie
Chrobry oszczep załamie,
Na Wawelu z Lachami pogada.