Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rzeczy krajowych świadomy Polak szanował swe męże,
Dobrze umiał na pamięć wielkie ojczyste imiona.
Drżące starością i trudem ręce pasterza podparli
Z jednej strony król Zygmunt, z drugiej krakowski kasztelan
Przeszły dni pięknej młodości w życiu Zygmunta Augusta,
Piękne jego oblicze coś posmutniało, nadwiędło,
Trudy, cierpienia i myśli czoło pokryły zmarszczkami,
Ogień w oku błękitnem łza przygasiła żałosna,
W brodzie wspaniałej i długiej już siwy włosek przegląda,-
Pańskie wzniosłe ramiona już się schylają i garbią;
Kiedy Prymasa prawicę, święty niosącą Sakrament,
Dzierży w rękach synowskich — sam potrzebuje podpory.
Z oczu utkwionych w Sakrament znaczno, że polski monarcha
Wie, skąd płynie pociecha, skąd się podpory spodziewać.
Silnej mu trzeba podpory, bo rzecz przedsięwziął nielada:
Skończyć wieków rozterki, złączyć pokrewne dwa kraje,
Siła uprzedzeń przełamać, siła pokonać złej woli,
Mądrem prawem określić spokój obojga narodów.
Jeszcze obadwa narody wspólnej nie baczą korzyści!
W oczy sobie miatają dawno zebrane niechęci,
W jednej chacie zrodzeni, jakby dwaj bracia niezgodni,
Marne prawo starszeństwa każdy dla siebie waruje!
Patrzaj na panów, idących za majestatem monarszym,
Na te grona szlacheckie, kędy są ziemscy posłowie,
Jak się rozbiegli w dwie kupy, z dala od siebie idące,
Których nawet nie złączy wspólność świętego obrzędu:
Dwoma długiemi szeregi idą mężowie oddzielni,
Rzadko kiedy z gromady ktoś się do drugiej przybliży;