Szyldwach zabrzęczał — bo więzień w tej porze
Okrzyk tryumfu wydał jakiś może...
Ocknął się więzień — ale nie na długo,
Bo sen tęczowy nowe kształty bierze:
Grzmoce kapela, wino tryska strugą,
A on na uczcie prowadzi tancerze;
A w jego ręku drży niewieścia ręka,
Biała jak mleko, a droga jak życie;
Jak taniec każe, on przed nią uklęka,
I pieści oczy w nadziemskim zachwycie.
Znów poszli w taniec — wesołość wybucha,
Na jego ręku wspiera się dziewoja,
I w wirze tańca szepce mu do ucha:
Jam twoja, luby! jam na wieki twoja!
On przez sen nuci i w dłoń klasnął dłonią,
Kiedy mu serce zakipiało żwawo...
Szyldwach powtóre zaszczękotał bronią:
Tu pieśń wesela wzbroniona ustawą!
Zbudził się — usnął — i słyszy organy, —
Snuje się orszak zebrany na gody;
A on, w złocistą delię przybrany,
Idzie przed ołtarz — szczęśliwy pan młody!
Piękna jak jutrznia, wesoła jak wiosna,
Daje mu rękę i staje z nim razem...
Pieśń na organach głośna, bardziej głośna,
Dobrze znajomym przepływa wyrazem.
To hymn do Ducha, co swe łaski zlewa,
Którego darów dla duszy wzywamy...
I ton ten samy, i wyraz ten samy,
Prymas na polu elekcyjnem śpiewa.
W muzyce hymnu, w sennej wyobraźni,
Sejm elekcyjny zmieszał się z weselem,
I serce więźnia uderzyło raźniej,
Że jest małżonkiem i obywatelem.
Dziwne się w piersiach kołysze uczucie,