Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Aby zatrzymać i uwięzie śmiałka.
Śmiałek napaści przed kościołem czekał.
Czekał, aż przyjdzie kohorta zajadła;
Straż marszałkowską rozproszył, posiekał,
I już w stolicy wieść o nim przepadła.

V.

Król August Trzeci, za poradą Brühla,
Wciąż swoją siłę Sasami zasila.
I niemasz wioski, i niemasz miasteczka,
Gdzieby się schronić przed niemiecką wartą,
Gdzieby z Niemcami nie wynikła sprzeczka,
Gdzieby narodu serca nie rozdarto.
Tam zbito kmiotka, że niby pijany,
Owdzie szlachcica zakuto w kajdany;
Tam przy gościńcu kapłan z organistą,
Gdy do chorego z Sakramentem spieszył,
Sas mu odebrał patenę złocistą,
Pokrzywdził starca, albo szablą przeszył.
Senat i szlachta choć do króla woła.
Zanosić skargi — daremna mozoła,
Bo August Trzeci głuchy na bezprawia, —
Chyba ktoś z braci Saksonów wychłosta;
Takim mścicielem Poniński się zjawia,
Pan kopanicki grodowy starosta.

VI.

Pięknaż to postać! Stary, siwy, chudy,
Na całem ciele choć policzyć kości;
Oko błękitne, pełne uprzejmości,
Nie świeci blaskiem zdrady lub obłudy, —
Ale z miłością kiedy spojrzy na cię,
To zda się mówić: Chodź do serca, bracie!
A z nienawiścią kiedy spojrzy czarną,
To: Niech cię wszystkie szatany ogarną!
Miał częstochowski medalik na szyi,
Stary pas słucki podtrzymywał zbroję, —