Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wsparty potężną trzech dworów pomocą,
Koroną Piastów uwieńczył swe skronie.
Szlachta się waśniąc, choć nie wiedząc o co,
Gwałtem go chciała utrzymać na tronie.
Więc się utrzymał — i do tronu biega
Po garstkę nagród, jak po cacko dzieci,
I mimo wybór narodu wszystkiego,
Monarchą polskim został August Trzeci.
Tak było w wiecznej zapisano księdze,
By na wspak poszła narodowa sprawa.
Mało kto wiernym pozostał przysiędze,
Chociaż ją złożył na rzecz Stanisława;
Nowemu słońcu już każdy się modli,
Nie dba, niełaska czy łaska w tem Pańska.
Gdy Stanisława odstąpili podli,
Z kilku wiernymi schronił się do Gdańska;
Stamtąd na lichym kupieckim okręcie
Spieszy się schronie na Zachodu kraniec,
Dwakroć na króla mianowany święcie,
Dziś znowu tułacz i znowu wygnaniec.
Szlachta, zjednana przez grosz i oręże,
Przed nowem słońcem w cześć upada twarzą...
Lecz w starej Polsce, och! są jeszcze męże,
Którzy przysięgi swej lekce nie ważą.
Gdy każdy uznał wobec nieprzyjaciół,
Że siłą serca żelazu nie sprosta,
Jeden z niewiela Poniński się zaciął,
Pan kopanicki grodowy starosta.

IV.

Kiedy za obcej potęgi podnietą
Kładli koronę na Augusta czole,
Stary Poniński: Veto! — krzyknął — veto!
Jam go nie wybrał, ja nań nie pozwolę! —
I zadrżał August, a z nim dygnitarze,
Nie w smak im poszła wśród ludu przechwałka;
A więc posłano marszałkowskie straże,