Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, macie słuszność! — mineralog rzecze —
Chroń się od złudzeń półmędrków, człowiecze!
Niby nauka czegokolwiek nie wie?
Dobrze to gadać nieświadomej młodzi!
Starego wróbla nie złowisz na plewie:
Dyament z węgla, nie z serca się rodzi.
To jest dyament... tak, w samej istocie...
Chyba ze spinki, co u trupa tleje!
A przecież takich dyamentów krocie
Z serc wielkich ludzi wydobyły dzieje.
Twardy, że nic go pokonać nie zdoła,
Czysty, jak czyste sumienie Anioła,
Swemi promieńmi tak oczy przenika,
Tak aureola z twarzy męczennika;
Blask ma ze słońca bez światła pomocy,
On starą przeszłość rozwidni choć w nocy.
Dyament z wiary, miłości i czynu
Promienniej świeci niż dyament z węgli.
Och! gdybyś z ojca brał twe wzory, synu,
Gdyby wnukowie swych dziadów dosięgli,
Wtedyby Ojciec, i Syn i Duch swiety
I wasze serca skuli w dyamenty.
Och! jeśli łaski błagacie od Nieba,
Gdy chcecie wstąpić do praojców śladu,
To wam miłości do serca potrzeba
I starych ludzi dobrego przykładu.
Wiele przykładów przytoczą wam dzieje,
I stary ojciec w gawędzie przytoczy;
Jednego człeka choć drobne koleje
Ja moim braciom postawie przed oczy.



CZĘŚĆ PIERWSZA.

POLE ELEKCYJNE.

I.

Już to od dawna mędrcowie ważyli
I dotąd ważą na rozsądku szali: