Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czy Lach, czy Rusin, Węgier, czy Germaniec
Czy zły, czy dobry, czy chłop, czy wielmoża,
Byleby umiał iść w tatarski taniec,
Byleby spełniał, co starsi radzili,
Przyjmą go chętnie do swojej drużyny.
Ale się słońce do zachodu chyli;
Wiatrek kołysze trawy i krzewiny,
I bujne żyta, i pszeniczne łany,
Gęsto porosłe, ciągnące się długo;
We wsi dalekiej dzwon rozkołysany
Echo posyła za milę, za drugą...
Na płaskiem polu widać pył z daleka,
I chmura jeźdźców po niem się ugania.
Tu była bitwa jeszcze od świtania:
Kozactwo goni, Tatarzyn ucieka;
Tętent podkowy już głuchnie koleją,
Krzyki ustają, a jeźdźcy maleją.
Nareszcie widzisz, jak dwie małe bryłki
Na końcu świata toczą się w zieleni;
A tu pod krzyżyk stepowej mogiłki
Ciągną się starsi bitwą unużeni.
Za nimi wozy tatarskich zdobyczy, —
Któż je przemierzy i któż je policzy?
Tam pełne skrzynie cerkiewnego sprzętu,
Złote szlacheckie pasy i żupany,
Tam stos odzieży skrwawionej do szczętu,
W biednej wieśniaka chacie zrabowany;
A za wozami, na noszach z oręża,
Niosą Kozaki swych pobitych braci;
Za nimi idą obozowi księża,
I pieją psałterz chórzyści brodaci.
Ataman zasiadł na wzgórku przy krzyżu,
Rozdzielać łupy drużynie kozaczej;
Idzie z rydlami dwunastu kopaczy,
Aby sześć mogił usypać w pobliżu, —
Po dwóch do każdej. Z brzegu na ustroni,
Dwóch robotników tak do siebie gwarzy: