Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Że kto usłyszy, od śmiechu się kładnie; —
Że podziwieniu odjąć się nie sposób,
Jak w jednym człeku Bóg tyle rozdmucha
Rozumu, serca i swobody ducha?

XVI.

Znowu na hasło surmy uderzyły
Po wszystkich wioskach, gdzie wojskowe leże;
Snem i modlitwą pokrzepiwszy siły,
Znów się rycerstwo do pochodu bierze.
Już świt szarzeje, już widno na drodze,
I las zamglony czernieje z oddali.
Wołają: „Na koń!” chorągiewni wodze,
Surmacze pieśnię pochodu zagrali.
Na czele wojska idą przednie straże,
W każdym szeregu po sześć i po cztery;
Każda chorągiew, jak powinność każe,
Wedle hetmańskiej przeciąga kwatery.

XVII.

Pod namiestników i chorążych wodza,
Stoją husarze, pancerni, łucznicy,
Surmacze grają takt Bogarodzicy,
Rycerze słowa piosenki wywodzą.
Pieśń płynie w Niebo z pobożnemi słowy
Błogosławieństwo wybłagać dla broni.
Łoskot oręża i końskiej podkowy
Po śniegu tętni, i chrzęści, i dzwoni.
Tam rumak parska, tam skrzypi kolasa,
Tam wódz z rozkazy wstecz i naprzód hasa,
A trąba zbiera te wszystkie rozgwary
Pod jedne takty i do jednej miary.

XVIII.

Na czele pierwszej wyborowej straży,
Na źrebcach bielszych niż zimowe śniegi,
Idzie chorągiew hetmańska husarzy,
Sam regimentarz wiedzie jej szeregi;