Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy hetmańskiego rozkazania czeka.
W kąt się cofnęła strwożona małżonka,
A mały Janek uciekł do komory;
Tylko do pana zbliżył się Hrehory
I w jego szablę poufale brząka.

XI.

Lecz już panowie zrzucili swe szuby,
Błyszczą w zbroicach, z bohaterską twarzą.
Gospodarz, pełen obawy i chluby,
Pyta się gości, czem służyć rozkażą?
— Krom twego serca a uprzejmej woli,
Już nam inakszej służby nie potrzeba;
Daj nam bochenek razowego chleba
I szarą szczyptę potłuczonej soli.
Żołnierskie dzieci, ja i ci ichmoście,
Tośmy na takie specyały mistrze;
A flasza wina, co na Węgrzech roście,
Jeszcze się znajdzie w żołnierskim tornistrze,
Na wiązce siana albo na wiszarze
Odprawim sobie wypoczynek krótki.
Niechaj trębaczom pan rotmistrz rozkaże.
O pierwszych kurach zagrać do pobudki.
Niech towarzysze i żołdacy luźni
Opatrzą konie, czyli wszystkie zdrowe?
A który zgubił lub stępił podkowę,
Niech go opatrzą w chorągiewnej kuźni;
Niechaj żołnierstwo od wioskowych ludzi
Nic nie wymaga, ni prośbą, ni siłą.
Zamknąć gospodę, nim się dzień rozbudzi,
By tam hulanki i waśni nie było.

XII.

Takie pan hetman dawszy rozkazania,
Trzy razy ręką uderzył po stole.
Wódz chorągiewny pokornie się kłania
I wyszedł na wieś spełnić jego wolę.
Tarnowski został wraz z regimentarzem;