Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Twoja luba nie w mogile, - %
Lecz wysoko w Niebie:
Ona będzie tam co chwilę
Modlić się za ciebie.
Gdy się znużysz w dzień upalny
Lub na mroźnym wietrze,
Ona, jak duch niewidzialny,
Z czoła pot obetrze.
Orle, sprawiaj ptaszę stada!
Wiosce służ, młodzianie!
Na tęsknotę jedna rada:
Trud i bojowanie!
Orzeł z piórek kurz otrzepie,
Młodzian pancerz bierze;
Orzeł w chmurach, młodzian w stepie
Bojowali szczerze.
Trud niemały, plon niemały,
Odżyli na nowo;
Teraz świeci słońce chwały
Nad obudwu głową.

∗             ∗

— Dzięki tobie, chłopaku, o dzięki!
Dzięki tobie, piosenko rodzona! —
Mówił Zygmunt, twarz tuląc do ręki,
Drugą rękę przycisnął do łona —
Ty mi ulgę przyniosłeś, jak z Nieba,
Ciężki kamień na sercu się kruszy;
Tyś zrozumiał co sercu potrzeba,
Tyś uczynił zadosyć mej duszy.
Takiej pieśni, jak świętej modlitwy
Dobre słowa, skutkować powinny;
Bo zaprawdę! król Polski, kniaź Litwy,
Nie ma prawa rozpaczać bezczynny.
Jedźmy słodzić tęsknotę mogilną,
Ciężkiej pracy dźwigając brzemiona;
Jedźmy, książę! tam Kraków, tam Wilno,