Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wiesz, Wasili? Ja byłem w hiszpańskiej krainie,
Byłem w Niemczech, w Smoleńsku, wszędy, gdzie krew płynie!
Czy ty wiesz? To niestraszno! Leci pułk zuchwalczy,
Wierząc w Boga i wierząc w to, za co się walczy,
Kule zwyczajnie... lecą... no... może zabiją;
Ale tego, kto wrócił z niezłamaną szyją,
Jaką witają częścią, jakiemi krzyżami!
Szkoda!... szkoda, Wasili, żeś ty nie był z nami!
Przyniosłem miód dla ciebie, — w ręce, mój Wasili!
Lecz prawda, tyś umarły — Janek sam wychyli.
Nowe czasy nastały! Gdzie skryć się przed zgrają?
Tutaj mię Cmentarnikiem ludzie nazywają!
Bo cóż poradzisz sercu? Ja tu z wami gwarzę;
Mój dom, kościół, gospoda — to wasze cmentarze.
I u mnie w sercu cmentarz, my pokrewne trupy.
Cóż za dziw, że wolimy schodzić się do kupy
Niźli rękę żywego ściskać w bratniej dłoni?
My nie dla nich, Wasili, i nie dla nas oni!
Tak od grobu do grobu, pijąc, plotąc baśnie,
Janek spłacze się — spłacze — i nakoniec zaśnie;
Na noc wraca do chaty — nazajutrz to samo.
Lecz w rok po śmierci pana, pod cmentarną bramą
Znaleźli z kuflem w ręku już nieżywe ciało,
A miodu ani kropli w kuflu nie zostało;
Nic tedy po szaleńcu młody świat nie wskóra...
Ej ten Janek Cmentarnik — pocieszna figura!
1856. Borejkowszczyzna.


ILLUMINACYA.

WSPOMNIENIE Z DESZCZU
GAWĘDA LUDOWA.


I.

Nastały nieskończone jesienne wieczory,
Natura drzemie!