Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/505

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XV.

Pan utroczył zdobycz swą,
Sadzi kłusem — trąby grzmią.
Dwór winszuje — stu lat życzy,
A on, charty dzierżąc w smyczy:
— Mości Bardysz! — krzyczy w głos —
Skarb posiadasz a nie psa!
Za tę zdobycz, co mi wniósł,
Sto dukatów każdy da;
Bo to rozkosz, mówię wam,
Z taką psiarnią kiedy szczwam!
Jaka zmyślność! jaka maść!
Jak przeskoczył dzielnie rów!
Sto dukatów! bierzesz waść?
Żądasz więcej?... śmiało mów!
Tam u waści głodno, chłodno,
Ja mu psiarnię dam wygodną.
Będzie żyw i zdrów!


XVI.

Bardysz wiedział, co to cześć,
Hardej mowy nic mógł znieść,
Lecz w łowieckim dziś zapale
Nie uważał na nią wcale;
Bo nie pański złota trzos,
Lecz myśliwski cenił duch.
Więc z daleka krzyknie w głos:
— Kasztelanie! jesteś zuch!
Na mą przyjaźń teraz licz,
Niech ci służy moja smycz;
Na pamiątkę charta bierz,
Który z tobą dzielił znój,
Niech uszczwany każdy zwierz
Przypomina afekt mój.
Weź pamiątkę w mej chudobie,
A pieniądze schowaj sobie
Na twych dworzan rój!