Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wysłuchał jej bluźnierstwa, modlitew, rozpaczy,
I zrazu nie pojmował, co to wszystko znaczy;
Lecz zrozumiał... popatrzał... i z oczu mu znaczno,
Że przebaczył dziewicy jej miłość dziwaczną.
On sam dumał boleśnie nad Ransdorfa losem.
Słuchaj, córko Margiera — rzekł do niej półgłosem
— Bądź mężna — niech się twoje męczarnie ukoją,
Podsłuchałem bolesną tajemnicę twoją.
Czyś powinna pokochać wroga twojej wiary?
Niebu tylko wiadomo — jam za nadto stary,
By sądzić wedle siebie dusze młodociane,
Albo w boleściach serca dać balsam na ranę.
Może i prawdę rzekłaś: za lepszych dni świata
Może miłość dwa ludy niezgodne pobrata,
Dla Litwy i dla Niemca będzie Bóg jednaków;
Ja nie chcę tego dożyć — niecierpię Krzyżaków.
Ale całą nienawiść, co mem sercem miota,
Chciałbym dowieść toporem lub ostrzem brzeszczota,
Jak dawniej, gdy truchleli na blask mojej zbroi...
Ej, pomarli, pomarli towarzysze moi!
Czy doznali mej ręki niemieccy wrogowie?
Lubiłem krew ich sączyć — i dziś, gdyby siła,
Jeszcze stara nienawiść w piersiachby odżyła,
Ale to z równą bronią, gdy do walki zową,
Lecz brzydzę się morderstwem nad bezbronną głową.
Wiem, że własnej srogości pożałujem sami,
Gdy pamięć takich mordów naszą cześć poplami.
U mnie droga cześć Litwy, jam chlubny jej chwałą:
Trochę się za nią potu, trochę krwi wylało,
Zwyczajnie stary żołdak, co mam, tem się drożę.
Inaczej o tem myślą ofiarniki Boże;
Oni hełmu nie dźwigną, pod mieczem nie staną.
Im trzeba wieść przed ołtarz ofiarę związaną.
By swą wściekłość pobożną wywarli do syta! —
Tak mówił stary Lutas i zębami zgrzyta,
I żelazną prawicą uderza po czole. —
Nie!! przysięgam na bogów! że ja nie pozwolę,