Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na kamiennej tablicy na synajskim szczycie
Wyrył cześć dla rodziców, co dali nam życie,
I wedle tegoż prawa we wszechmądrej myśli
Kazał kochać ziemicę, gdzieśmy na świat przyszli,
I prochy prapradziadów, i wszystkie ich słowa,
Czy co w uściech wiekuje, czy w księdze się chowa!
Och! wyrył się twój zakon, dany po ojcowsku,
Na miękkiem sercu mojem, jak gdyby na wosku —
Ja pokochałem przeszłość i praojców twarze,
I często je wspominam, często o nich marzę!
I z czasów staroświeckich, co już śpią pod pyłem,
Jedną chwilkę przelotną niedawno przyśniłem.
Więc stroję moją lutnię na pieśń wedle czasu,
Pod takt Reja, Acerna, Jana z Czarnolasu,
I modlę się: O Boże! daj mi wzrok proroczy!
Niech święta starożytność stanie mi przed oczy,
Uroczyście, dobitnie, we własnej postaci,
Bym, co przyśnił o ojcach, wygwarzył dla braci.
 

II.
Ubrane proporcami i żelazną zbroją,

Pod krakowską świątynią pańskie trumny stoją;
Trzeci rok jak w tej trumnie pomiędzy filary
Błogosławioną głowę złożył Zygmunt Stary —
Polska modli się po nim wedle obyczaju...
Ale młody monarcha — to jak ranek w maju:
Bóg wie co będzie latem, urodzaj czy susza?
Lecz w młody czas wiośniany weseli się dusza,
Raduje się nadzieją obfitego chleba;
Słowiki, kwiaty, ciepło — czegóż jeszcze trzeba?
Dobrze wróży latorośl Jagiellonów młoda —
Pod Zygmuntem Augustem wygoda, swoboda,
Polska słynie pałaszem i piórem, i srebrem,
Znają nas nad Sekwaną, znają i nad Tybrem.
A doma tak swobodno, że aż dusza hula,
Piszemy prawa z królem, piszemy dla króla;