Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
VIII.
Ale wiosna nie chybia, jak człowiecza dola.

Przyszło cieplejsze słońce, śnieg otopniał z pola,
Strumień otrząsł się z lodu i swobodnie płynie,
I bocian zaklekotał... ot na tej olszynie!
I przyleciała czarnych jaskółek gromada,
A każda coś szczebioce, każda rozpowiada...
Któż tam, proszę, potrafi dowiedzieć się od niej?
Może pokłon przynosi z krainy zachodniej?
Ale gdzie tam... dla Boga! — och! ku naszej strzesie
Czarny kruk chyba z wojny wiadomość przyniesie,
I rozpowie krakaniem żarłocznego gardła;
Matka głos ten pojęła, i szatę rozdarła,
I załamała ręce... Serce matki zgadnie,
Choć wojna za górami, gdzie kula upadnie.
Sprawdził się przestrach ojców i matek w Podkowie,
Sprawdziło się co czarni krakali krukowie:
Bo wszystka niemal młodzież, cała nasza siła
Gdzieś w niemieckiej krainie głowę położyła;
Kilku jeno wróciło poranionych srodze,
Z krzyżykami u piersi, na drewnianej nodze,
Lub na szczudłach żebraczych. Mała z nich usługa,
Okaleczałe ręce niezdolne do pługa,
Młode jeszcze, lecz kulą zgruchotane barki
Nie podźwigną ciężaru chatniej gospodarki.
Stary ojciec i matko! to cóż, że wy starzy?
Idźcie na chleb pracować dla biednych nędzarzy, —
Nie każdemu sądzono w jednostajnej mierze
Wypoczywać na starość, szeptając pacierze.
Ojcze, bierz się do pługa, matko, idź do żniwa,
Pracujcie i na syna, co z ran dogorywa,
I na czynsze, dworową zakreślone kartą,
Aby wam w dzień zimowy okien nie wydarto.
Co tam czynsze? wszak hrabia powrócił już, słyszę,
Wspomni na swojej broni wierne towarzysze
On niegdyś grosz ich zabrał, dziś w potrzebnej porze
I młodych pożałuje, i starych wspomoże.