Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Bo my choć biedni, mamy klejnot rodowity,
Co dał nam Stefan Batory.
Bo to za owych czasów nasz przodek Konstanty
Nabył swój klejnot dostojnie:
Kiedy Stefan Batory zdobywał Inflanty,
Zyskał szlachectwo na wojnie.
Od niego to pochodzi parentela nasza,
Drzewo wspaniałej postaci:
Syn Konstantyna Krzysztof zrodził Tobiasza,
Tobiasz zrodził trzech braci;
Najstarszy był Mikołaj, jego gałąź trzyma
W rodzie pierwszeństwo ojczyste,
Mikołaj zrodził Pawła, Paweł Joachima,
Joachim Jana Baptystę;
Jan, mosanie, Baptysta, zbaw mu Boże duszę,
To był mój ojciec rodzony.
Ach! coby on powiedział, że ja spędzać muszę
Gościa, co przybył w te strony!
Pan myślisz, że ja bronię łąki i pastwisko
Z jakiejś nieludzkiej rachuby?
Nieprawda, jak Bóg żywy, nieprawda panisko!
Ja tylko nie chcę twej zguby.
Ho! ho! gdybyś zawitał do tego ustronia,
Gdy tu mieszkałem za młodu,
Miałbyś suto murogu i owsa dla konia,
Miałbyś i piwa, i miodu.
Bo tu była zamożność i wiosną, i zimą,
Wiesz, jaka była tu cnota?
Każdy, kto tu przyjechał, lub zabłądził mimo,
Nie wyszedł trzeźwy za wrota.
A teraz, gdy zaścianek przyszedł ku zagubie,
Wiesz, jak przeklęty okropnie?
Biada bydłu, co trawy z tej łąki uskubie!
Biada, kto wody tej żłopnie!
A nawet kto tutejszy, mija to bezdroże,
Bo wie, że ziemia zaklęta,