Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pro primo, trzeba wyznać i powrócić jawnie,
Co ojciec, dziad i pradziad trzymali nieprawnie,
I za grzechy pradziadów mnie świecić oczyma;
Secundo, starych kopców i śladu już niema,
Cudze mogę powrócić, ale swego szkoda:
Oddaj kurowi grzędę, to zechce ogroda.
Potrzecie... grób rotmistrza... święte przodków kości,
Czyż zostawić na gruncie obcych posiadłości?
Potem... proszę aspana... w szlacheckiej chudobie
Dziesięć morgów nie żarty — pomyśl tylko sobie!
Toż i tak Dęboroże już nas nie przeżywi.
Na taką szczodrobliwość i mój syn się skrzywi,
Bo on po mnie dziedziczy — a z czego żyć będzie?
— Gdzie rzecz o cudzą własność, nic nie masz na względzie! —
Zawołał definitor ze świętą powagą; —
Bóg dobry, i nikogo nie opuścił nago;
A zresztą choćby żebrzeć przy kościelnej wieży,
Jednak redde quod debes, oddaj co należy!
Ale nie pójdziesz z torbą, już moja w tem rada.
Jest sposób i powrócić grunta do sąsiada,
I honor twoich przodków ocalić najściślej,
Że grabieży i zwrotu nikt się nie domyśli,
I syna zaspokoić zręcznie a korzystnie,
Że na oddanie gruntów i słówka nie piśnie.
Słowem: przebłagasz Nieba, a dom twój, widocznie
Zubożon krzywdą ludzką, podnosić się pocznie;
Otrzymasz przebaczenie za twe antenaty,
Zysk w Niebie, a na ziemi — ani na grosz straty.
 

XXVII.
Jakiż to dziwny sposób? ot, proszę aspana,

Oto ręka szlachecka niczem, nieskalana,
Oto nobile verbum, słowa nie zmitrężę,
Daj tylko dobrą radę, miłościwy księże,
A na wszystko przystanę! Niech odetchnie stary.
Te zgryzoty sumienia, te widma i mary,