Strona:Poezye Katulla.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przybądź, przybądź, Hymenie, oj, weselny Hymenie!
Jasna gwiazdo wieczoru! jest-li tam na niebie
Gwiazdeczka okrutniejsza i sroższa od ciebie?
Ty zabierasz z wianuszkiem pannę z matki łona,
Zabierasz, choć się wzdryga i wzbrania spłoniona;
Idzie pod moc dzikiego młodziana nieboga:
Cóż gorszego zwycięzca robi w mieście wroga?
Przybądź, przybądź, Hymenie, oj, weselny Hymenie!
Jasna gwiazdo wieczoru! jest-li tam na niebie
Gwiazdeczka pożądańsza i słodsza od ciebie?
Ty swem światłem uświęcasz małżeńskie układy,
Uchwalone przez mężów, przez rodziców rady,
Ważne dopiero, gdy ty zabłyśniesz nam mile:
O, czyż dali bogowie słodszą nad tę chwilę?
Przybądź, przybądź, Hymenie, oj, weselny Hymenie!
Gwiazdo wieczoru! jednę zabrałaś nam z grona.
Na tych, co kradną w nocy, straż postanowiona:
Ciebie, któż się ustrzeże? - Kradniesz w nocnej porze,
Kradniesz pod innem mianem, kiedy wstają zorze.
Przybądź, przybądź, Hymenie, oj, weselny Hymenie!
Ej, panny! wywodzicie skargi, a nieszczerze;
Niejedna szepnie w duchu: niech i mnie zabierze.
Przybądź, przybądź, Hymenie, oj, weselny Hymenie!
Rośnie kwiatek w ogródku za płotem sekretnie;
Nie uszczknie go bydełko, lemiesz nie podetnie.
Pieszczoch wiatrów, dżdże pije, wzrost ma od słoneczka,
Wzdycha za nim młodzieniec, wzdycha panieneczka.
Lecz kiedy zwiędnie, ręką zerwany dzieweczki,