Strona:Poezye Józefa Massalskiego t.2.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pragnął raz jeszcze siąść na śniéżném łonie;
Chwyta go dłońmi, lecz zwiedzione dłonie
Tylko mocniéjsze czują serca bicie.
Jeśli niepłonne zwiodło ją łudzenie,
Natchnij me rymy o cieniu maleńki!
Niech będą wdzięczne jak twoje piosenki,
Kiedyś chciał Zosi przerwać zamyślenie.
W samotnéj celi ojca Celestyna,
Co ranek świętą przerywając ciszę,
Wiodła skrzydlatych śpiewaczków drużyna,
W więzieniu z siatki życie niezbyt mnisze,
Gdyż jéj bezżeństwa obce były śluby.
Tam, na pobożnéj wysłużony głowie,
Napchany watą stał kaptur w alkowie,
W nim się wylęgnął nasz kanarek luby.
Otwórzcie xięgi królów i narodów:
Jak mądre nieba, maleńkie istoty,
Świat dziwiącemi darzyły przymioty,