Strona:Poezye Józefa Massalskiego t.2.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słuchajże! rzekł zagniewany,
Gdy jutro do dnia, na paszę,
Popędzisz krowy i owce,
Znów może zbłądzą w manowce,
Znów będziesz wzywać mię wasze,
Lecz darmo, nie dam pomocy,
Choćbyś sama zabłądziła,
Szukaj sama choć do nocy. —
— Jakto! xiężniczka mówiła,
Ja w pole pędzić mam krowy?
I jeszcze do dnia, na rosę?
O losie nazbyt surowy!
Już téj obelgi nie zniosę.
Nad takie wasze roskosze
Ja moją starość przenoszę. —
I pobiegła, jak wiatr szybko.
Próżno Stach gonił i wołał:
— Czekaj Basiu! moja rybko!